Po kilku tygodniach spędzonych na nizinach, moja tęsknota za górami znowu się odezwała z całą mocą 🙂 Na szczęście, pojawiła się kolejna okazja do spędzenia kilku zimowych dni w górach – planowany już od wielu miesięcy Wintercamp w Gorcach. O samej imprezie piszę tutaj. Dziś o tym, jaką trasą można miło i przyjemnie podejść na Turbacz i dlaczego z moich planów polowania na wschód słońca niewiele wyszło.
Po całonocnej, prawie 10-godzinnej podróży pociągiem, średnio wyspane, ale przynajmniej nie sponiewierane (wagony sypialne, mimo trzycyfrowej ceny, są jednak najlepszą opcją dojazdu w góry) wytaczamy się z całym bajzlem na peron w Nowym Targu. Sporo ludzi z wielkimi plecakami i przytroczonymi doń namiotami sugeruje, że nie tylko my zmierzamy na Turbacz. Chcemy wejść na chwilę na dworzec, żeby przepakować nasze plecaki i rozparcelować namiot, ale nie jest nam to dane. Niestety, budynek dworca zamknięty na cztery spusty i tyle z naszego pomysłu.
Żółtym szlakiem z Kowańca
Ruszamy za resztą ludzi wzdłuż ulicy Kolejowej, na skrzyżowaniu z ulicą Ludźmierską skręcamy w prawo i po chwili dochodzimy do przystanku autobusowego. Mamy parę minut na ogarnięcie naszych bagaży, po czym wsiadamy w autobus jadący do Kowańca (linia nr 2) i wysiadamy na pętli, przy której początek mają szlaki żółty i zielony. Obydwie trasy należą do najłagodniejszych szlaków na Turbacz. Ze względu na informacje o oblodzeniu fragmentów ścieżek, decydujemy się podchodzić dłuższym, ale mniej stromym szlakiem żółtym, prowadzącym przez las i gorczańskie polany, z których roztaczają się przepiękne widoki na całe Podhale i Tatry.
Najpierw jednak na rozgrzewkę mamy tuptanie po asfalcie między domami, dosyć ostro w górę. Śniegu póki co niewiele, idziemy bez problemów. Nieco wyżej, przy bardziej stromych podejściach ścieżka robi się oblodzona („Ej, może jednak trzeba było wziąć te raki?”), ale w miarę możliwości schodzimy ze szlaku i idziemy obok po śniegu. Na chwilę las się przerzedza i dochodzimy do pierwszego punktu widokowego – Polany Dziubasówki (916 m n.p.m.). Na niebie ani jednej chmurki, lampa aż miło i cudowne widoki na Tatry – czego chcieć więcej? 🙂 Chwilę grzejemy się w słoneczku, robimy zdjęcia i ruszamy dalej.
Im wyżej, tym więcej śniegu, ale mniej lodu, więc idzie się bardzo wygodnie. Las nie jest już tak gęsty, jak wcześniej, więc coraz częściej przystajemy i podziwiamy widoki, które wyłaniają się zza drzew. Mijamy szałasy i dochodzimy pod Bukowinę Miejską (1139 m n.p.m.), gdzie dochodzi czarny szlak z Klikuszowej. Jest to również najwyższy punkt w granicach miasta Nowego Targu. Przy zbiegu szlaków, na niewielkiej Polanie Wszołowej znajduje się ołtarz polowy, ufundowany przez członków Koła Łowieckiego „Krokus”. Odbywają się przy nim msze święte na rozpoczęcie i zakończenie sezonu łowieckiego.
Stąd, według znaków, już tylko godzina dzieli nas od szczytu Turbacza. Idąc dalej, dochodzimy do zasypanej śniegiem Kaplicy Matki Bożej Królowej Gorców na Polanie Rusnakowej. Wybudowana została w 1979 roku z okazji wizyty papieża Jana Pawła II w Polsce (zresztą w Gorcach to nie jedyna budowla upamiętniająca JPII). Od maja do października w soboty i niedziele odbywają się tutaj msze. Najbardziej uroczysta odprawiana jest w drugą niedzielę sierpnia dla upamiętnienia Święta Ludzi Gór organizowanego przez Związek Podhalan.
Zmierzamy do Polany Wisielakówki, gdzie dochodzą szlaki zielony z Nowego Targu, czarny z Ostrowska i niebieski z Łopusznej. Czy muszę wspominać, że i tutaj mamy przepiękne widoki na całą Kotlinę Nowotarską, Tatry i odległe Pieniny? 🙂 Mijamy jeszcze Krzyż Partyzancki, upamiętniający żołnierzy poległych pod Turbaczem i na Podhalu i zaczynamy ostatni etap podejścia do schroniska na Turbaczu.
Po prawie 4 godzinach marszu wreszcie jest! Wokół schroniska krząta się ekipa Wintercampa, w środku są już pierwsi uczestnicy i inni górołazi. Zamawiamy coś do jedzenia, zostawiamy plecaki w kącie sali kominkowej i już na lekko dreptamy na wierzchołek Turbacza. Kikuty połamanych na szczycie drzew przypominają o wichurze, jaka przetoczyła się przez Turbacz w 2014 roku. Mimo tego, ze szczytu roztaczają się piękne panoramy Tatr, Beskidu Żywieckiego i Wyspowego. Najbardziej w oczy rzuca się charakterystyczna sylwetka Babiej Góry z ośnieżoną czapeczką.
Nieudane polowanie na wschód słońca
Pogoda tego dnia była wyjątkowo łaskawa, ale podczas czterech dni pobytu był to pierwszy i jedyny taki dzień. Następnego dnia rano podreptałam z powrotem na szczyt, by zapolować na wschodzące słońce. Niestety, słoneczko zrobiło mnie w bambuko i pokazało mi tylko malutką, czerwoną łunę, po czym schowało się za chmurami i już tak zostało do końca wyjazdu. Co sobie jednak postałam i pofociłam, to moje 🙂 Widoczność była doskonała, nieco poniżej szczytu znalazłam dobry punkt widokowy na całą okolicę. Poranki w górach mają w sobie coś magicznego. Kompletna cisza i spokój są tak urzekające, że mogę tak stać i patrzeć bez końca 🙂